Z lat dziewięćdziesiątych pamiętam niekończące się powtórki
Star Treka w polskiej telewizji, którymi (ku mej młodocianej, nerdowskiej uciesze)
zapychano ramówkę dwie dekady temu. Gdy więc zobaczyłem newsa, że jakiś kolejny
serial dokręcają, a do tego Klingoni jakoś inaczej mają w nim wyglądać – nie
powstrzymałem się i sprawdziłem. Nie będzie to jednak wpis o Star Treku,
chociaż jeszcze klika zdań o tym naskrobać muszę. Chodzi o to, że gdy ujrzałem
co tam projektanci wymodzili, to w mej głowie rozbrzmiało: ‘O nie! To… to…
wbrew NATURZE!!!’. Tak sobie właśnie, zwyczajnie, zupełnie odruchowo,
pomyślałem. Nie to, żeby mnie to naprawdę obchodziło – a niech robią sobie ze
swoją franczyzom co chcą. Zresztą, może się po prostu temu, kto ten nowy look do
sieci wrzucił, pokiełbasiło co jest Klingon a co nie. Może nie chował się ów
profan równocześnie na Next Generation, Deep Space Nine i Voyager przez młodych
lat parę. A w ogóle to viral może być, żeby trochę zelektryzować fanów. I
jeszcze pal licho, jak Klingon wygląda, przecież tak samo dobrze się taki nada
jak każdy inny. Tak sobie myślałem… Tak sobie racjonalizowałem, aby przykryć
zakłopotanie.
Zakłopotanie zaś z tego się wzięło, że jednak to, co na
początku poczułem, oszukać się nie dało: że to jakieś takie wbrew naturalnemu
porządkowi. Bo Klingon od pierwszego trekowego filmu obejrzanego przeze mnie
zawsze mniej więcej jednako wyglądał i basta. Przez chwilę odczułem taką
właśnie prawomyślną pewność, że inaczej być nie może. Zjawiła się we mnie, choć
po prawdzie to w życiu żadnego Klingona np. z Original Series nie widziałem. A
też od lat dziewięćdziesiątych ani kolejnych seriali, ani filmów nie śledziłem
– więc nowszych referencji również brak. Nie wiem nic o zmienności Klingona w
trekowym uniwersum. Lecz mimo to, skoro jakiś Klingonów sobie zapamiętałem, to w
swym odruchu uznałem, że najwyraźniej taki ich wizerunek zawsze ma być – teraz
i na wieki wieków, amen.
Za chwilę naszła mnie
jeszcze gorsza refleksja: Ale jakże to? Powiedzmy, takie religijne bluźnierstwa
nie wzruszają mnie, nie oburzają homoseksualiści ani parady równości, a perwersje
i dziwactwa ludzkości (przynajmniej te bez-przemocowe) kataloguję z życzliwym
zainteresowaniem. Taki tam średnio wysmażony liberał. Za to właśnie emocjonalnie
obruszyłem się na zmiany w – jakby nie patrzeć – zupełnie fikcyjnym uniwersum. Stworzonym
gdzieś w dalekim kraju by ludzi zabawiać
bezrefleksyjnie i pieniądze od nich wyciągać, wprost do kieszeni tłustych
producentów. Myślę sobie: ‘Pięknie, pięknie… To konserwatyści u sterów próbują właśnie
przywrócić nam świat wartości, podkopaną hierarchię na powrót jakoś poukładać. Żeby
człek wiedział znowu co czcić, a czego wystrzegać się należy. Żeby perły od
wieprzy oddzielał sprawnie i sacrum z profanum nie mieszał. A ja co? A ja tu właśnie
zaryłem w dno aksjologicznego upadku. Gdy wokół walka wre by wyrazy największe
właśnie z wielkich liter na powrót wymawiano, ja się migam. Że Wiara, że
Ojczyzna, że Polska… a ja nic a nic na to nie reaguję. No ni w ząb, zero
rezonansu. Za to obruszam się, gdy głowę jakąś nową zmyślonemu cudakowi
przyprawiają. Oj, słusznie mnie chyba do animalnego elementu polskojęzycznego
zaliczają ci, którzy od samego absolutu wskazówki najwyraźniej dostają. Wszystko
już całkiem pomieszałem.’ A już najgorzej, że jeszcze jakiś wewnętrzny diabołek
mi szepce, że te wartości wielkie to też takie franczyzy, tylko firmy nieco
starsze, a producenci podatków od zysków odprowadzać nie muszą, bo sami je
narzucają. Ale nie – trzeba prawdzie w oczy spojrzeć – to jednak ja sam tak
sobie myślę, mimo, że na jakiegoś diabołka zwalam. Czyli się w nihilistycznym
bezwstydzie babram, a zarazem jednak jakieś szczątkowe zażenowanie sobą odczuwam.
Naraz, w tym zasromaniu doznałem jednak kojącego olśnienia.
Jest nadzieja! Toż przecież poczułem to co oni! Oni – konserwatyści. Zdrową chłopską
niechęć do zmiany zastanego porządku. Trudno, trzeba przełknąć, że tylko przez
Klingonów, a nie przez wyrazy największe. Ale coś tam jednak poczułem, coś
zrozumiałem. Zastanawiało mnie przecież od dawna jakie to emocje konserwatystą
rządzą. Na co on tak podrywa się i rzuca, skąd siła mu się bierze do histerycznego
sprzeciwu? Czemu w wolność indywidualną czy twórczą ingerować chce tak
zawzięcie? Co mu przeszkadza, co, kto, z kim i jak wyrabia, póki to za
obopólnym przyzwoleniem zachodzi?
No to już wiem: bo to wbrew naturze! E, znaczy – wbrew kanonowi.
Nie będzie mi lewacki projektant jakiegoś kseno-genderu propagował i Klingona od
wizerunku barbarzyńskiego samca alfa z rodzaju ludzkiego oddalał. Jak na tych
nowych Klingonów patrzę, to czuję się… zgorszony! I w ogóle, zabrać franczyzy z
łap Hollywoodzkiego bagna. Dość już zakłamywania historii anty-Klingońskimi remake’ami
przez …obce… elity. Zdradzili mnie – mnie, białego mężczyznę z polskiego
interioru, który po ciężkim dniu pracy wraca do domu i chce widzieć, że Klingon
wygląda jak Klingon. Żadnego kseno-multi-kulti. Klingon w ruinie! Klingona męskiego
racz nam zwrócić Panie! Make Klingons look great again! Żeby Klingon był
Klingonem!
Ah, ten impuls sprzeciwu wobec pogwałcenia naturalnego
porządku. ‘Wow, znalazłem płaszczyznę porozumienia’ – skonkludowałem. Czyli
jest nadzieja. Poczułem się bliższy reszcie ludzkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz