wtorek, 17 stycznia 2017

WOŚP - retrospekcja na 25 lat... szykan




Ja na dzień dobry chcę powiedzieć do widzenia
I nie chcę z wami mieć już więcej do czynienia
Intuicja mówi mi, żeby nigdy wam nie wierzyć,
Uciekać szybko stąd, jeśli chce się przeżyć
DEZERTER, Do widzenia na dzień dobry



Do widzenia na dzień dobry:  Tegoroczny Finał WOŚP zmienił się niemal w polityczny plebiscyt. Dla zebranych sum to pewnie lepiej, ale niezależnie od tego ile pozytywnej energii wyzwoliło się przy tej okazji, nie trudno dostrzec, że to próba dodania sobie otuchy w ciężkich czasach. A że są ciężkie, wystarczy zajrzeć pod internetowe newsy, tam gdzie kończą się teksty redaktorów, a zaczyna – nazwijmy to eufemistycznie –  żywa tkanka polskiego dyskursu publicznego. WOŚP atakowano od samego początku i nikt już chyba nie wyliczyłby kalumnii, którymi obrzucono jej twórcę od lat  90’. Prześledzenie struktury tych ataków, ich wektorów i motywów przewodnich, byłoby by pewnie niezgorszym tematem jakiejś naukowej rozprawy. Śmiem twierdzić, że z perspektywy testowania nowych metod medialnej nagonki, ataki na WOŚP były dla populistycznej prawicy mniej więcej tym czym niegdyś wojna domowa w Hiszpanii dla niemieckich nazistów - poligonem na którym testowano nowe technologie i zdobywano doświadczenia przed nadciagającym blitzkriegiem. Przyjrzyjmy się więc z grubsza jak to się zmieniało.
  Prehistoria. Na początku było zagrożenie moralne. Orkiestrę przedstawiano jako jarmarkową fasadę, za którą czekała równia pochyła kończąca się gdzieś w błocie przystanku Woodstock. A jak Woodstock to wiadomo – że przystanek szatan, ćpanie, chlanie i chędożenie. W głoszeniu tej tezy przodowały środowiska kościelne, zwłaszcza radio-maryjne. Eh, piękną wbił szpilę tym festiwalem pan Owsiak polskim bigotom. Słuchanie roztaczanych przez nich wizji upadku stanowiło w tamtych czasach pouczający wykaz indukowanych przez dewocję fobii, wołających raczej o interwencję psychologa niż szkodzących idei Orkiestry. Cóż, retoryka ‘zagrożenia moralnego’ nie okazała się zbyt skuteczna: rozdzierano szaty, toruńscy ‘reporterzy’ rok w rok krążyli po woodstockowych polach wyłuskując co bardziej spektakularne przykłady nie radzenia sobie z szeroko pojętą wolnością, a WOŚP bił kolejne rekordy.

  Wobec takiej sytuacji, przy pierwszej nadarzającej się okazji prawica sięgnęła po bardziej bezpośrednie środki. Za poprzednich rządów PiSu, 10 lat temu, wysłano do Fundacji NIK. Kontrola nie przyniosła jednak wyczekiwanych rezultatów, nie wykazała żadnych dających się medialnie spożytkować uchybień. Na oficjalnej drodze wyczerpywało to możliwości kompromitowania WOŚP – jeśli państwowy aparat kontroli nic nie znalazł to w ramach państwa prawa (jakże to dziś odległe pojęcie…) nie było więcej dostępnych narzędzi. Jednak fiasko tych działań, mam wrażenie, jedynie przekonało ówczesnych-współczesnych decydentów, że w ramach takiego modelu nie zdołają osiągnąć swoich celów.
  Internet - pierwsze starcie. Potrzebne było coś więcej, coś, co wymykałoby się prawnym ramom. I to przybyło wraz z rozpowszechnieniem Internetu. Najpierw pojawiła się grupa argumentów utylitarystycznych, zapewne około-korwinowskiego pochodzenia. Że WOŚP to hucpa, która więcej kosztuje niż zarabia. Z pozoru piękny argument, bo podpuszczający by natychmiast rzucić się i podliczyć te wszystkie wydatki w skali kraju – zaiste herkulesowa praca. Tylko, że chybiony. Bo konia z rzędem temu, kto przekonałby tych wszystkich strukturalnych darczyńców (a mówię tu o telewizjach, firmach dostarczających sprzęt, samorządach etc.) by bez WOŚP oddali na dobroczynność to, co zarobiliby na swoich darach po rynkowych cenach. Notabene – skoro w tym roku TVP odmówiła transmisji finału, to możemy się praktycznie przekonać, czy przekaże jakikolwiek zarobek z niedzielnego czasu antenowego na dobroczynność i czy będzie to porównywalna kwota z wynikiem Finału. W każdym razie, jak to zwykle z korwinoidalnymi argumentami bywa – logika jakaś w nich jest, za to całkiem brak zrozumienia materii życia.
Pojawiły się też ataki od innej strony: WOŚP wyręcza państwo, pośrednio kryje strukturalne zaniedbania, a minister zdrowia może sobie co roku doliczyć wynik Finału do budżetu. Spójrzmy więc na liczby. Finanse Ministerstwa Zdrowia to po ZUSie i MONie największa pozycja w krajowym budżecie. Mówimy tu zwykle o około 60-70 miliardach złotych. Łatwo policzyć, że WOŚP zbierając nawet około 80 milionów, dokłada do tego jakieś… 0.13%. Sic! To nie jest istotna kwota w skali całej ochrony zdrowia. Lecz mimo to WOŚP pełni bardzo ważną rolę, bowiem, w przeciwieństwie do MZ, może działać interwencyjnie. MZ musi zaplanować i kontrolować wydatki w skali kraju. Nie ma takiej fizycznej możliwości, by w trakcie tego scentralizowanego procesu wszystkie potrzeby zostały należycie rozpoznane i obsłużone – i jest to problem, który występuje we wszystkich krajach, również tych dużo bogatszych i lepiej zorganizowanych niż Polska. Dlatego też w tych krajach wciąż istnieje rozbudowana dobroczynność. WOŚP nie jest więc na pewno kroplówką na której żyje polska służba.
  Z zupełnie innej strony WOŚP zaatakowali wyznawcy teorii układu w Magdalence i wielkiego SB-ckiego spisku rządzącego Polską. Jerzy Owsiak to dla nich modelowy przykład ‘resortowego dziecka’, który sukces w IIIRP zawdzięcza protekcji i wsparciu swoich czerwonych koleżków. To rozumowanie to typowe wyznanie wiary. Albo wierzysz w teorie spiskowe i wtedy to wszystko jest oczywiste, albo nie wierzysz i nie ma ono żadnego sensu. Niech za epitafium tego podejścia posłuży rozbrajające w swej hipokryzji pisowskie wołanie ‘nie grzebmy w życiorysach’, które rozległo się ostatnio, gdy wreszcie ktoś wskazał palcem zastęp tzw. Piotrowiczów w szeregach PiSu.
Ale, ale… czy zauważyliście od kilku akapitów prawidłowość? Oskarżenie zajmuje linijkę-dwie, a odpowiedź – co najmniej kilka. Asymetria, której konsekwencje miały dopiero nadejść. A jeszcze nie dotarliśmy do końca.  Teraz zarzut o sprzeniewierzanie środków. Bo przecież na pewno WOŚP sobie coś wypłaca, za coś Woodstock organizują – pewnie wydają forsę przekazaną przecież na dzieciaki. Pudło. Zasady WOŚP są jednoznaczne: każda zebrana złotówka idzie na cele statutowe, fundacje żyje i promuje się z odsetek od zebranej kwoty oraz wpłat sponsorów. Co, rok w rok, potwierdzają upubliczniane sprawozdania finansowe. Niemniej argument klei się doskonale, bo raz, że przeciętny Polak nie czyta statutów, dwa, że jeśli nawet przeczyta to zaraz wyobrazi sobie ile tych odsetek jest i zawiść go zaleje.
(nie)Najświeższa historia.  I wreszcie historia z pewnym blogerem, którego będę nazywał NN, aby nie robić mu zbędnej reklamy, a który został niepisanym bohaterem populistycznej prawicy. Oto parę lat temu, serią artykułów w napastliwy sposób zarzucił panu Owsiakowi niejasne powiązania miedzy jego firmami a WOŚP. Rzecz trafiła w końcu do sądów i ciągnęła się przez kilka różnych instancji. Kto chce, może prześledzić tę historię i niewesołe wnioski z niej płynące np. tutaj (zbieżność nicków z autorem przypadkowa). O ile wiem, doszło do impasu: NN zażądał jako dowodu w sprawie udostępnienia rachunków firm powiązanych z panem Owsiakiem, ten postawił warunek, że tylko jeśli przeanalizuje je biegły księgowy. Ponieważ nikt nie był skłonny ponieść kosztów takiej ekspertyzy sąd oddalił powództwo. Chodzi o coś innego. Formalnie, w świetle prawa uznano wtedy rzucone przez NN oskarżenia za, co prawda obraźliwie wyrażony, ale jednak wyraz troski obywatelskiej. Podciągnięto je, z pewnymi wątpliwościami, pod wyraz wolności słowa, ba – społeczeństwa obywatelskiego. Tak – w liberalnej demokracji sąd bierze stronę jednostki przeciw instytucji. I chroni wolność słowa, jako wartość nadrzędną. To wszystko słuszne i cywilizowane, i byłoby takie gdyby NN był tylko jednostką domagającą się przejrzystości. Lecz z drugiej strony tej historii jest to, na co każdy może bez trudu natknąć się w sieci: od paru lat, za każdym razem gdy nazwisko pana Owsiaka pojawia się w Internecie, tysiące prawicowych trolli wykorzystuje artykuły NN by obrzucać WOŚP błotem. Niemające uzasadnienia, napastliwe insynuacje NN, które sąd uznał za dopuszczalny wyraz obywatelskiej troski, w Internetowej retoryce zmieniają się twarde fakty. Kłamstwo powtórzone milion razy staje się obiegową prawdą, czyż nie panie Goebbels? 
  Nie ma wątpliwości, że to szkalowanie jest działaniem politycznym. Powtarzalności treści trudno nie dostrzec. Cała ta nachalna propaganda uprawiana jest jednak oddolnie, formalnie nie przypisane żadnej partii, czy konkretnej osobie. Nowy populizm, niczym terroryzm, nie ma twarzy. Trudno tu kogokolwiek chwycić za rękę, a jeśli nawet, to będzie jak z NN – w świetle prawa, które słabo radzi sobie z realiami wolności słowa w dobie Internetu, to tylko zmartwiony obywatel, który skorzystał z przysługujących mu praw. Sprawa NN pokazała, że oszczercy w liberalnej demokracji mogą liczyć na łagodne traktowanie. Sieć, która przyniosła niewyobrażalne dotąd możliwości komunikacji, stała się komfortowym środowiskiem dla populistów. Wystarczy by slogany były dosadne, kontrowersyjne, luźno zaczepione w rzeczywistość i oparte na uproszczonej logice. Wtedy rozchodzą się z prędkością pożaru w suchym lesie. 
  Mimo 25 lat ataków, WOŚP, jak na razie, pozostał na szczęście niezatapialny. Jednak niesamowita zaraźliwość zasilanego insynuacjami, internetowego hejtu, odkryta przy okazji tego niekończącego się oblężenia, wydała nam zatrważające owoce. Dziś zaś widać, że przy okazji wykuto tu nasz nadwiślański wariant broni, której salwy targają dziś Polską i światem, parcelując całe społeczeństwa. O istocie tej propagandowej machiny – następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz