I nie chcę z wami mieć już więcej do czynienia
Intuicja mówi mi, żeby nigdy wam nie wierzyć,
Uciekać szybko stąd, jeśli chce się przeżyć
DEZERTER, Do widzenia na dzień dobry
Do widzenia na dzień dobry: Tegoroczny Finał WOŚP zmienił się niemal w polityczny
plebiscyt. Dla zebranych sum to pewnie lepiej, ale niezależnie od tego ile
pozytywnej energii wyzwoliło się przy tej okazji, nie trudno dostrzec, że to
próba dodania sobie otuchy w ciężkich czasach. A że są ciężkie, wystarczy
zajrzeć pod internetowe newsy, tam gdzie kończą się teksty redaktorów, a
zaczyna – nazwijmy to eufemistycznie – żywa
tkanka polskiego dyskursu publicznego. WOŚP atakowano od samego początku i nikt
już chyba nie wyliczyłby kalumnii, którymi obrzucono jej twórcę od lat 90’. Prześledzenie struktury tych ataków, ich
wektorów i motywów przewodnich, byłoby by pewnie niezgorszym tematem jakiejś naukowej
rozprawy. Śmiem twierdzić, że z perspektywy testowania nowych metod medialnej nagonki,
ataki na WOŚP były dla populistycznej prawicy mniej więcej tym czym niegdyś wojna
domowa w Hiszpanii dla niemieckich nazistów - poligonem na którym testowano
nowe technologie i zdobywano doświadczenia przed nadciagającym blitzkriegiem.
Przyjrzyjmy się więc z grubsza jak to się zmieniało.
Prehistoria. Na początku było zagrożenie moralne. Orkiestrę przedstawiano
jako jarmarkową fasadę, za którą czekała równia pochyła kończąca się gdzieś w
błocie przystanku Woodstock. A jak Woodstock to wiadomo – że przystanek szatan,
ćpanie, chlanie i chędożenie. W głoszeniu tej tezy przodowały środowiska
kościelne, zwłaszcza radio-maryjne. Eh, piękną wbił szpilę tym festiwalem pan
Owsiak polskim bigotom. Słuchanie roztaczanych przez nich wizji upadku stanowiło
w tamtych czasach pouczający wykaz indukowanych przez dewocję fobii, wołających
raczej o interwencję psychologa niż szkodzących idei Orkiestry. Cóż, retoryka ‘zagrożenia
moralnego’ nie okazała się zbyt skuteczna: rozdzierano szaty, toruńscy ‘reporterzy’
rok w rok krążyli po woodstockowych polach wyłuskując co bardziej spektakularne
przykłady nie radzenia sobie z szeroko pojętą wolnością, a WOŚP bił kolejne
rekordy.
Wobec takiej sytuacji, przy pierwszej nadarzającej się okazji
prawica sięgnęła po bardziej bezpośrednie środki. Za poprzednich rządów PiSu,
10 lat temu, wysłano do Fundacji NIK. Kontrola nie przyniosła jednak
wyczekiwanych rezultatów, nie wykazała żadnych dających się medialnie
spożytkować uchybień. Na oficjalnej drodze wyczerpywało to możliwości
kompromitowania WOŚP – jeśli państwowy aparat kontroli nic nie znalazł to w
ramach państwa prawa (jakże to dziś odległe pojęcie…) nie było więcej dostępnych
narzędzi. Jednak fiasko tych działań, mam wrażenie, jedynie przekonało ówczesnych-współczesnych
decydentów, że w ramach takiego modelu nie zdołają osiągnąć swoich celów.
Internet - pierwsze starcie. Potrzebne było coś więcej, coś, co wymykałoby się prawnym
ramom. I to przybyło wraz z rozpowszechnieniem Internetu. Najpierw pojawiła się grupa argumentów
utylitarystycznych, zapewne około-korwinowskiego pochodzenia. Że WOŚP to hucpa,
która więcej kosztuje niż zarabia. Z pozoru piękny argument, bo podpuszczający by
natychmiast rzucić się i podliczyć te wszystkie wydatki w skali kraju – zaiste herkulesowa
praca. Tylko, że chybiony. Bo konia z rzędem temu, kto przekonałby tych
wszystkich strukturalnych darczyńców (a mówię tu o telewizjach, firmach dostarczających
sprzęt, samorządach etc.) by bez WOŚP oddali na dobroczynność to, co zarobiliby
na swoich darach po rynkowych cenach. Notabene – skoro w tym roku TVP odmówiła transmisji finału, to możemy się
praktycznie przekonać, czy przekaże jakikolwiek zarobek z niedzielnego
czasu antenowego na dobroczynność i czy będzie to porównywalna kwota z wynikiem
Finału. W każdym razie, jak to zwykle z korwinoidalnymi argumentami bywa –
logika jakaś w nich jest, za to całkiem brak zrozumienia materii życia.
Pojawiły się też ataki od innej strony: WOŚP wyręcza
państwo, pośrednio kryje strukturalne zaniedbania, a minister zdrowia może
sobie co roku doliczyć wynik Finału do budżetu. Spójrzmy więc na liczby. Finanse
Ministerstwa Zdrowia to po ZUSie i MONie największa pozycja w krajowym budżecie.
Mówimy tu zwykle o około 60-70 miliardach złotych. Łatwo policzyć, że WOŚP
zbierając nawet około 80 milionów, dokłada do tego jakieś… 0.13%. Sic! To nie
jest istotna kwota w skali całej ochrony zdrowia. Lecz mimo to WOŚP pełni
bardzo ważną rolę, bowiem, w przeciwieństwie do MZ, może działać
interwencyjnie. MZ musi zaplanować i kontrolować wydatki w skali kraju. Nie ma
takiej fizycznej możliwości, by w trakcie tego scentralizowanego procesu
wszystkie potrzeby zostały należycie rozpoznane i obsłużone – i jest to problem,
który występuje we wszystkich krajach, również tych dużo bogatszych i lepiej
zorganizowanych niż Polska. Dlatego też w tych krajach wciąż istnieje
rozbudowana dobroczynność. WOŚP nie jest więc na pewno kroplówką na której żyje
polska służba.
Z zupełnie innej strony WOŚP zaatakowali wyznawcy teorii
układu w Magdalence i wielkiego SB-ckiego spisku rządzącego Polską. Jerzy
Owsiak to dla nich modelowy przykład ‘resortowego dziecka’, który sukces w
IIIRP zawdzięcza protekcji i wsparciu swoich czerwonych koleżków. To
rozumowanie to typowe wyznanie wiary. Albo wierzysz w teorie spiskowe i wtedy to
wszystko jest oczywiste, albo nie wierzysz i nie ma ono żadnego sensu. Niech za
epitafium tego podejścia posłuży rozbrajające w swej hipokryzji pisowskie wołanie
‘nie grzebmy w życiorysach’, które rozległo się ostatnio, gdy wreszcie ktoś
wskazał palcem zastęp tzw. Piotrowiczów w szeregach PiSu.
Ale, ale… czy zauważyliście od kilku akapitów prawidłowość?
Oskarżenie zajmuje linijkę-dwie, a odpowiedź – co najmniej kilka. Asymetria, której konsekwencje miały dopiero nadejść. A jeszcze
nie dotarliśmy do końca. Teraz zarzut o
sprzeniewierzanie środków. Bo przecież na pewno WOŚP sobie coś wypłaca, za coś
Woodstock organizują – pewnie wydają forsę przekazaną przecież na dzieciaki. Pudło.
Zasady WOŚP są jednoznaczne: każda zebrana złotówka idzie na cele statutowe,
fundacje żyje i promuje się z odsetek od zebranej kwoty oraz wpłat sponsorów. Co,
rok w rok, potwierdzają upubliczniane sprawozdania finansowe. Niemniej argument
klei się doskonale, bo raz, że przeciętny Polak nie czyta statutów, dwa, że jeśli
nawet przeczyta to zaraz wyobrazi sobie ile tych odsetek jest i zawiść go
zaleje.
(nie)Najświeższa historia. I wreszcie historia z pewnym blogerem, którego będę nazywał
NN, aby nie robić mu zbędnej reklamy, a który został niepisanym bohaterem
populistycznej prawicy. Oto parę lat temu, serią artykułów w napastliwy sposób zarzucił
panu Owsiakowi niejasne powiązania miedzy jego firmami a WOŚP. Rzecz trafiła w
końcu do sądów i ciągnęła się przez kilka różnych instancji. Kto chce, może
prześledzić tę historię i niewesołe wnioski z niej płynące np. tutaj (zbieżność
nicków z autorem przypadkowa). O ile wiem, doszło do impasu: NN zażądał jako
dowodu w sprawie udostępnienia rachunków firm powiązanych z panem Owsiakiem, ten
postawił warunek, że tylko jeśli przeanalizuje je biegły księgowy. Ponieważ
nikt nie był skłonny ponieść kosztów takiej ekspertyzy sąd oddalił powództwo. Chodzi
o coś innego. Formalnie, w świetle prawa uznano wtedy rzucone przez NN oskarżenia
za, co prawda obraźliwie wyrażony, ale jednak wyraz troski obywatelskiej. Podciągnięto
je, z pewnymi wątpliwościami, pod wyraz wolności słowa, ba – społeczeństwa
obywatelskiego. Tak – w liberalnej demokracji sąd bierze stronę jednostki
przeciw instytucji. I chroni wolność słowa, jako wartość nadrzędną. To wszystko
słuszne i cywilizowane, i byłoby takie gdyby NN był tylko jednostką domagającą
się przejrzystości. Lecz z drugiej strony tej historii jest to, na co każdy
może bez trudu natknąć się w sieci: od paru lat, za każdym razem gdy nazwisko pana
Owsiaka pojawia się w Internecie, tysiące prawicowych trolli wykorzystuje
artykuły NN by obrzucać WOŚP błotem. Niemające uzasadnienia, napastliwe insynuacje
NN, które sąd uznał za dopuszczalny wyraz obywatelskiej troski, w Internetowej
retoryce zmieniają się twarde fakty. Kłamstwo powtórzone milion razy staje się
obiegową prawdą, czyż nie panie Goebbels?
Nie ma wątpliwości, że to szkalowanie
jest działaniem politycznym. Powtarzalności treści trudno nie dostrzec. Cała ta
nachalna propaganda uprawiana jest jednak oddolnie, formalnie nie przypisane
żadnej partii, czy konkretnej osobie. Nowy populizm, niczym terroryzm, nie ma
twarzy. Trudno tu kogokolwiek chwycić za rękę, a jeśli nawet, to będzie jak z
NN – w świetle prawa, które słabo radzi sobie z realiami wolności słowa w dobie
Internetu, to tylko zmartwiony obywatel, który skorzystał z przysługujących mu
praw. Sprawa NN pokazała, że oszczercy w liberalnej demokracji mogą liczyć na
łagodne traktowanie. Sieć, która przyniosła niewyobrażalne dotąd możliwości komunikacji, stała się komfortowym środowiskiem dla populistów. Wystarczy by slogany były dosadne, kontrowersyjne, luźno zaczepione w rzeczywistość i oparte na uproszczonej logice. Wtedy rozchodzą się z prędkością pożaru w suchym lesie.
Mimo 25 lat ataków, WOŚP, jak na razie, pozostał na szczęście
niezatapialny. Jednak niesamowita zaraźliwość zasilanego insynuacjami,
internetowego hejtu, odkryta przy okazji tego niekończącego się oblężenia, wydała nam zatrważające owoce. Dziś zaś widać,
że przy okazji wykuto tu nasz nadwiślański wariant broni, której salwy targają
dziś Polską i światem, parcelując całe społeczeństwa. O istocie tej propagandowej
machiny – następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz