Fetyszyzacja smutku? Odhaczone! Depresyjny onanizm? Checked.
Upojenie melancholią? Tak jest! Wszystko w jednym miejscu! Tu się nie leci w
kulki. Tu – niczym w kawale o Polaku zamkniętym w wyściełanej celi – jedną kulkę się gubi a drugą się psuje. I
nie ma to-tamto, trzeba z tym żyć, show must go on i empty spaces wołają. Gdy
słodki szampan życiowych rozkoszy uderza do głowy – czas na detoks. Gdy napięte
mięśnie uśmiechu drżą już w skurczu przemęczenia – czas przynieść im ulgę. Czas
na Same Smuty Zero Beki. Skondensowaną dawkę melancholii, egzystencjalnego horror
vacui, lęku i drżenia niczym tremolo w atonalnym oddaleniu kosmicznych przestrzeni.
Gdy przez kilkanaście lat gromadzisz muzę z jednego klucza –
ma rezonować z egzystencjalnym zwątpieniem w jego wszelkich odcieniach – to w
końcu łapiesz się na posiadaniu rozległej kolekcji dźwięków, którymi nijak nie
idzie się podzielić. Wspólne przeżywanie melancholii nie mieści się w
kulturowym kodzie naszych czasów. Spójrzmy prawdzie w oczy: nie wpadasz na imprezę
– która w pewnym wieku niepokojąco często obraca się we wspominkowe
youtube-party – i nie dopychasz się do djskiego laptopa mówiąc ‘Ej, muszę wam
to puścić, bo znalazłem tak subtelnie dołujący kawałek, że normalnie chcesz
wessać w siebie swoje kończyny i pełzać po podłodze w możliwie bezkształtny
sposób’. Nie, nie robisz tego. Zachowujesz takie znaleziska dla siebie. I
sterta przejmująco-konfundujących kawałków rośnie, kurząc się przygnębiająco, a ty niczym
pomylony żuk gnojak z audiofilną obsesją
wtaczasz na swoją playlistę kolejne płyty. I pełzasz sobie po tej liście,
w górę i w dół wybierając co smakowitsze kąski, ale w końcu jest tego za wiele
nawet jak na ciebie samego. Przegiąłeś – trzeba się podzielić, bo ta sterta w
końcu cię przytłoczy. Czas na zdrowy komensalizm. Bo przecież tylu ludzi można
by nią uratować przed zatruciem nadmiarem endorfin albo popełnieniem jakiś
głupot z nieuzasadnionego entuzjazmu. Któż nie marzy o dźwiękach rezonujących z
tymi dniami, które wolałbyś przespać, żeby odrzucić udrękę istnienia? I z tymi
nocami, w które nie możesz zasnąć, zdjęty trwogą własnego, bezwartościowego
przemijania? Pamiętajcie – amerykanie zmierzyli, że pesymiści zarabiają więcej.
Utrzymywanie zdrowego poziomu melancholii i zdystansowania jest więc w waszym
najlepszym interesie. Literalnie. No i
tu dochodzimy do sedna.
Jesteś sobie takim dwudziestoletnim Gosiaczkiem16 spełniającym
się w codziennym czatowaniu o roli mango w ziołolecznictwie. Albo innym xXKozim_SnajperemXx,
jak burza zaliczającym MMORPGologię stosowaną na Toruńskiej Akademii Dezinformacji.
Tudzież – sam nie wiem – mana-żerujesz już prożektami w poważnej, aż do
zatwardzenia, państwowej spółce – no różne są przecież formy samorealizacji. No więc budzisz się, powiedzmy piękny dzień,
mąż, dzieci, wszystko perfekt, ogólnie sielanka jak z katalogu Ikei i przerwy
na reklamy w TVN. No i od razu ci się zapala czerwona lampka: jest za dobrze,
zbyt idealnie, ta petarda szczęścia zaraz rozsadzi ci mózg. Nie zniesiesz
takiego natężenia dobrostanu –potrzebujesz w swoim życiu więcej równowagi. I
wiesz, że na nią zasługujesz. Dlatego musisz natychmiast przeciwdziałać,
sięgnąć po środek, który od razu usunie źródło poznawczego dysonansu. Od dziś,
dzięki Same Smuty Zero Beki – będzie to o wiele prostsze.
Pamiętajmy, że dyskomfort nieuzasadnionych zwyżek nastroju to dla wielu krępujący problem. Nie wspominają o nim, obawiając się
niezrozumienia, a nawet ostracyzmu i napiętnowania. Boją się o nim rozmawiać
nawet z najbliższymi. A problem narasta. Kiedy w końcu trafiają do
specjalistów, wielu z nich pyta: ‘Ale jak mogłem się skutecznie dołować? Nie
miałem czasu czytać egzystencjalistów, a wiadomości telewizyjne leciały tylko
trzy razy dziennie’. Społeczne tabu otaczające te problemy wzmaga je jeszcze
bardziej i popycha co słabsze jednostki nieraz do ryzykownych i
nieodpowiedzialnych zachowań. Niektórzy nałogowo czytają komentarze prawicowych
trolli, inni sięgają po materiały nastoletnich youtuberów. Jakkolwiek działania
te mogą przynieść krótkotrwałą ulgę zapewniając silną dawką zwątpienia w ludzkość, w dalszej perspektywie nasilają tylko objawy. Prędzej czy później mogą jednak
zbudować przekonanie, że ‘ja to mam jednak poukładane w głowie’, znów nieuchronnie
poprawiając nastrój - i błędne koło się zamyka.
O szkodliwości długotrwałego samozadowolenia nie trzeba przecież nikogo
przekonywać. Powiedzmy sobie otwarcie: społeczne
koszty niedostępności bezpiecznych i refundowanych przez państwo środków
obniżających nastrój w skali społeczeństwa szacuje się rocznie na astronomiczne
kwoty. WHO niejednokrotnie wytykała Polsce brak spójnej polityki
pro-melancholijnej. Co prawda, nowy rząd wdrożył już pilotażowy program
redystrybucji niezadowolenia, ale wciąż skierowany
jest on do zbyt wąskiego grona potrzebujących, by mieć znaczenie w skali
narodowej.
Na szczęście, tam gdzie zawodzi sfera publiczna rodzi się
miejsce na inicjatywę prywatną. W dobie social media nie musisz już nadwyrężać
swojego pozytywnego towarzyskiego wizerunku, aby zapewnić sobie codzienną
równowagę nastroju. Koniec z obawą przed zrażeniem postronnych osób pytaniami w
rodzaju ‘ej, no.… ten… słuchałeś ostatnio czegoś… no… dołującego?’. Teraz z
pomocą przyjdą ci – tak, jest – Same Smuty Zero Beki. Dyskretnie i prosto do
twojego newsfeedu, zawsze gotowe dostarczyć porcję dźwięków, które sprowadzą twoją
wolę życia do bezpiecznego poziomu. Nie będziemy się tu nudzić. Przejedziemy
się od punka do ambientu, przez rock, prog-rock, blues i co tam jeszcze przez
naszą mgławicę cienia raczy przelecieć. Przez dźwięki z filmów, gier, od Iggego
do Kaczmarskiego. Polecimy w kosmos i poryjemy trochę pod ziemią. Same Smuty Zero
Beki to wasze guilty pleasure. Tłusty cheesburger zadumy na restrykcyjnej
diecie codziennego ubawu. Już czujecie jego kuszący zapach. Wiem, że go
pragniecie. Jest tuż-tuż, na wyciągnięcie ręki, o jeden klik od was.